wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział 1



Nie wiedziała, co ma zrobić. Znała tych ludzi na tyle, że wiedziała, co zrobią nieznanemu jej blondynowi. Jednak jednocześnie była jedną z pierwszych osób w tym budynku, tej instytucji i znała większość ukrytych miejsc - była to także duża zasługa jej mocy, która oprócz bycia wybitnym wykrywaczem kłamstw, potrafiła odszukać wszystkie zamknięte korytarze, ukryte pomieszczenia i tajemnice. Wiele razy mogła wykorzystać to, kiedy zostawiali ją samą w sali treningowej. Tamtejszy szyb wentylacyjny był łatwy do pokonania i wyprowadzał na wolne powietrze. Banshee za dużo by jednak poświęciła, uciekając stąd. Nie mogła tego zrobić.
Zamknęła powieść. Gdy wracali z przesłuchania poprosiła Kosiarza, aby na chwilę wstąpili do biblioteki. Zazwyczaj nie pozwalał jej tego robić, bo za bardzo mu się śpieszyło do wykonywania obowiązków (tak brzmiała oficjalna wersja. W rzeczywistości przez zdecydowaną większość czasu spędzał on czas na oglądaniu magazynów z gołymi paniami). Teraz pozwolił jej jednak wziąć książkę, a gdy Banshee próbowała wychwycić czemu, ze zgrozą odkryła, że ma on umówione spotkanie z jedną szatynką, której moc polegała na tym, że wszyscy postrzegali ją jako najpiękniejszą istotę na świecie. Na brunetkę jej czar nie działał, więc wiedziała, że jakoś niezwykle urodziwa to ona nie jest. A Kosiarz chciał zabić czas, który mu do owego spotkania pozostał. Więc Banshee mogła spokojnie latać między półkami, nie martwiąc się o zdenerwowanie mężczyny, wtedy bardzo z tego faktu zadowolona. A teraz wpatrywała się w okładkę 'Zielonej Mili' znużona, bo za nic nie mogła się na prozie Stephena Kinga skupić i nic nie pamiętała z tych kilkudziesięciu stron, które przeczytała. Jej myśli wciąż wypełniał przystojny blondyn. Czy już zaczęli go torturować? Jeśli tak, to nie zastosowali tych najgorszych tortur, bo gdyby tak było, to w jej pokoju już dawno byłaby ktoś z dzieci, trzymanych w tym miejscu. W mężczyźnie było coś, co wyróżniało go pośród innych osób. I bynajmniej nie chodziło tutaj o muskulaturę, ale było w nim coś... innego. Coś, o czym jeszcze nie miała pojęcia.
Powoli wstała z łóżka. Postanowiła zrobić coś, na co wcześniej by się nie zdobyła. Chciała wyprowadzić Steve'a z budynku. Wiedziała, jak wyłączyć kamery, jak i to, że aktualnie w pomieszczeniu z panelem nie było nikogo. Byli zbyt pewni siebie i wierzyli, że nikt nawet nie pomyśli o buncie dlatego nie zamykali drzwi, gdy wychodzili do łazienki czy na stołówkę. Doprawdy, nie mieli wyobraźni, powinni wiedzieć, że nie każdy ich się boi. A ich więzień był na tyle przystojny, że równie dobrze mogłaby go uwolnić każda jedna dziewczyna. Jej plan nie był mocno przemyślany - zakładał, że zaprowadzi mężczyznę do sali treningowej, pomoże mu przejść przez wentylację i jak gdyby nic wróci do swojego pokoju. Nie wiedziała, co zrobi, kiedy Rogers będzie zbyt poszkodowany by móc czołgać się w wentylacji albo się tam nie zmieści. Jej plan niewątpliwie miał wiele defektów i nieprzemyślanych rzeczy, ale nie miała czasu wymyślić nowego. Ten musiał jej wystarczyć.
Przy drzwiach wisiał panel, aby wpisać kod otwierający drzwi. Udało jej się go uzyskać dawno temu, za każdym razem gdy ktoś go wpisywał liczby pojawiały się w jej głowie. Wpisała siedem cyfr i mogła wyjść na korytarz. Rozejrzała się, czy nikogo tam nie ma, a gdy się upewniła, ruszyła w stronę pomieszczenia kontrolnego. Ponownie przemierzała identyczne białe korytarze, po których nikt nie chodził. Wszędzie było tak pusto i jasno, oczy bolały od tej wszędobylskiej bieli, którą emanowały nawet lampy zawieszone na suficie. Gdyby chociaż zamontowali okna, to byłoby troszkę weselej, a tymczasem wszystko było identyczne. Banshee nie wiedziała nawet, jaka była teraz pora roku. Przeczuwała, że była to wiosna, ale nie mogła być pewna. Niczego nie była pewna.
Dotarła do szukanego przez nią pomieszczenia i w panelu wpisała kod, choć teraz inny. Drzwi stanęły przed nią otworem, więc weszła przez nie. Pomieszczenie było praktycznie identyczne jak wszystkie poprzednie. W tym również nie było okien, ściany były nieznośnie jasne, a na podłodze były nieco zniszczone panele. Jedyną różnicą były komputery, których było tu potwornie dużo i każde pokazywało inne pomieszczenie. Nie zwracając uwagi na to, co pokazują szybko je wyłączyła, nim tamci wrócą. Gdy to zrobiła, szybko wybiegła z pokoju. Udała się wreszcie w stronę sali, w której przetrzymywali Steve'a. Nie miała do niej daleko, dzięki czemu dotarła tam po nieco dłuższej chwili. Odetchnęła głęboko, otwierając drzwi. Bała się, co może tam zobaczyć, ale miała także nadzieję, że nie zrobili mu nic złego. Jednak gdy rozejrzała się dokładniej ujrzała, że blondyn jak gdyby nic siedzi sobie spokojnie przywiązany do krzesła i jest cały i zdrowy. Spojrzał na nią zaskoczony, gdy tylko pojawiła się w drzwiach. Cieszyła się, że nic mu się nie stało i nie musi oglądać go pobitego, ale nie wiedziała, co o tym fakcie myśleć. Powoli podeszła do mężczyzny i zaczęła rozwiązywać sznur, którym był przywiązany.
- Co ty robisz, moja droga? - Steve spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, uśmiechając się lekko. Banshee spojrzała na niego zaskoczona, jakby nie widział, że pomaga mu uciec.
- Rozwiązuję cię - odparła niezbyt mądrze. Gdy dotarła do niej głupota tej wypowiedzi, zarumieniła się trochę - Chcę ci pomóc uciec.
Ku jej zaskoczeniu ten pokręcił głową i powiedział krótkie 'nie'. Odsunęła ręce od sznura, patrząc na niego jak na wariata. Nie chciał stąd się wydostać, tylko tu zostać na pastwę losu, aż go wykończą? Nim zdążyła się jednak odezwać, kiedy na korytarzu usłyszała wybuch. Podniosła się z klęczek z przerażeniem. Chciała udać się w stronę drzwi, ale te otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie kolejny mężczyzna. Nie znała go, więc nie był jednym z nich, a poza tym nie miał białego garnituru. Nie zwrócił on na nią uwagi, tylko podszedł do blondyna na krześle, który teraz uśmiechał się teraz szczerze.
- Steve, a ty jak zwykle w kłopotach - nowo przybyły brunet z łukiem również się uśmiechnął i zaczął go rozwiązywać. Po sekundzie Steve stał już na nogach. Łucznik dopiero teraz spojrzał na Banshee - A to co za dziewucha?
Blondyn wytłumaczył mu do dokładnie, a następnie podszedł do niej i złapał za ramię.
- Dziewięć... Tak? Tak cię nazwali? - dziewczyna poprawiła go z przyzwyczajenia - Więc Banshee... Pewnie znasz ten budynek dobrze, prawda? Potrafiłabyś nam wskazać miejsce, gdzie przesiaduje szef tych ludzi w garniturach?
Brunetka pokiwała głową, po czym udała się w stronę wyjścia, a mężczyźni podążyli za nią. Udała się w stronę schodów, jednak ledwo na nie weszła, a piętro wybuchło zasypując ją kawałkami gruzu. Nim którykolwiek jej dosięgnął odepchnął ją stamtąd pan łucznik, prawdopodobnie ratując jej tym samym życie.
- Podłożył bombę, nie ma co czekać. Wychodzimy stąd! - pociągnął ją za rękę, kierując się do drzwi wyjściowych. Steve pobiegł za nimi, a Banshee nie miała nawet szansy się rozejrzeć, ani pomartwić o ważne dla niej osoby, z którymi nie wiedziała co się stało. Brunetka po raz pierwszy od prawie piętnastu lat ujrzała świat na zewnątrz, do tej pory mogła wpatrywać się tylko w białe lub szare ściany. Teraz musiała mrużyć oczy przed oślepiającym ją słońcem. Mężczyzna pociągnął ją dalej, a następnie wbiegli do dziwnego pojazdu latającego, który właśnie wylądował niedaleko budynku.

__
Cześć ponownie!
Na nowy rozdział było trochę czekania, ale jestem z niego całkiem zadowolona. Postanowiłam również na początku dodawać po piosence. Do zobaczenia za niedługo! :)

4 komentarze:

  1. Witaj Mścicielu!
    Na początku przyczepię się, bo znalazłam kilka literówek: " wspisała ", "oepchnął", to chyba tyle.
    Przejdźmy dalej. Co do piosenki to odsłuchałam ją sobie, żeby nie było, ale dziś dostałam nową płytę (na, którą czekałam nie wiadomo ile) i po prostu musiałam do niej wrócić, więc na jednym przesłuchaniu się skończyło.
    No i w końcu rozdział.
    Przynajmniej z trzy razy napisałaś, że Rogers jest przystojny. W sumie to nie ma w tym żadnej nieprawidłowości, to tylko takie moje spostrzeżenie :D
    Oczywiście po pana przystojnego leciało wsparcie w postaci -jak to pięknie określiłaś- pana łucznika C:
    No i po tym jak kilka razy przeczytałam prolog (plus do tego znowu obejrzałam sobie X-Menów po długiej przerwie) to Banshee w końcu nie kojarzy mi się źle C:
    Czekam na dalsze losy naszej uciekinierki z wariatkowa i życzę weny :)
    ~Zjawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Literówki zostały poprawione, a były spowodowane tym, że rozdział był w głównej mierze pisany na telefonie i laptopie, a ten drugi podkreśla mi wszystko, niezależnie czy jest błąd czy nie :)
      A powtarzanie, że Steve jest przystojny (choć jest to prawda :D) jest z takiego faktu, że pisałam to na telefonie i nie zwróciłam uwagi :)
      Pozdrawiam,
      Mściciel c:

      Usuń
  2. Rozdział jest super!! Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Co do rozdziału, to mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu :D

      Usuń